piątek, 26 września 2008

Pochwała Stasiuka

Argument pierwszy:
"Dobrze jest przyjechać do kraju, o którym prawie nic się nie wie. Myśli wtedy cichną i stają się bezużyteczne. Wszystko trzeba zaczynać od nowa. W kraju, o którym prawie nic się nie wie, pamięć traci sens. Można porównywać kolory, zapachy albo jakieś nieokreślone wspomnienia. Życie robi się nieco dziecięce i trochę zwierzęce. Rzeczy i zdarzenia coś przypominają, ale koniec końców nie stają się czymś więcej, niż są w istocie. Zaczynają się dokładnie tam, gdzie je zauważamy, i zaraz znikają, przesłonięte następnymi. Tak naprawdę pozbawione są znaczenia. Składają się z pierwotnej materii, która dotyka wprawdzie naszych zmysłów, ale jest zbyt lekka, zbyt delikatna, by mogła nam dać jakąś nauczkę."
(Andrzej  Stasiuk, Jadąc do Babadag)

Na czym polega magia tego języka? Jest jak odkurzanie starych przedmiotów, niby znanych, a jednak zapomnianych, zastąpionych przez inne, nowsze, lepsze... Jest w tym jakaś surowość, a może tylko prostota, złagodzona przez... melancholię?

Argument drugi:
"To było tak, jakby świat w tym miejscu przestał płynąć, jakby zastygł, żeby pokazać, czym jest okrucieństwo teraźniejszości, rozpięte między pragnieniem jutra a możliwością wczoraj. To było jak makijaż sześćdziesięcioletniej kobiety albo mecz oldboyów, albo stary samochód, który jedzie dumny o własnych siłach, ale nie wie, że prowadzą go na złomowisko."
(Andrzej Stasiuk, Dukla)

Gdy czytam te książki mam wrażenie, że między zębami mam ziarenka piasku, a jednak nic tu nie zgrzyta, wszystko współgra i płynie swobodnie.
A on tylko stoi z boku, w nic nie ingeruje, nie inicjuje żadnych interkakcji. Więc jego siła tkwi w bierności? Dopiero gdy się zatrzymujemy możemy tak naprawdę zobaczyć?

sobota, 13 września 2008

Numer 16


Nie wiem, co tam kiedyś było. Pozostała brama, której stylistyka i kolory zawsze mnie urzekały.

środa, 3 września 2008

Notatki z samolotu...

"Proszę państwa, mówi kapitan; może opowiem państwu trochę o naszym locie. W chwili obecnej znajdujemy się na przelotowej wysokości 11 300 metrów. Pod nami, po prawej stronie, widać światła Amsterdamu. Zaś na wysokości Szczecina zaczniemy się przygotowywać do lądowania (...)".

Amsterdam. Miasto tysiąca kanałów i mostów. Wyglądam przez okno. To po prostu kolejne rozświetlone wyspy, pajęczyny dróg i ulic, łagodnym żółtym światłem odgradzające się od czerni nocy. Po chwili dostrzegam gdzieś rozbłysk, skupiam wzrok w tym miejscu, wydaje mi się, że dostrzegam plac w kształcie półkola, który zostaje przesłonięty przez czerwoną kulę kolejnego fajerwerku. Kula rośnie, wznosi się ku mnie, jednak dugo nie wytrzymuje i rozpada się na drobne części.

Usiłuję wyobrazić sobie ludzi, którzy tam w dole podziwiają fajerwerki, nie zdajac sobie sprawy z mojej obecności. Kradnę dla siebie ten niesamowity obraz, podejrzany z boskiej perspektywy, żałując od razu, że zachowuję go jedynie we własnej pamięci...